Fangtooth - Fangtooth (CD)

traditional doom metal, Solitude Productions, Solitude Productions
466.67 Р
Цена в баллах: 700 баллов
SP. 044-11 xn
В наличии
+
Дебютный альбом молодой итальянской группы Fangtooth следует лучшим традициям жанра традиционного doom metal: это, прежде всего, плотные гитарные рифы, высокий мужской вокал. Следуя духу дебютного альбома Candlemass, а также работам таких групп, как Trouble, Saint Vitus, Pagan Altar, музыканты Fangtooth с помощью канонов выработанных легендарными группами, демонстрируют свой взгляд на жанр, привнося свои штрихи к общей картине жанра.

Треклист:
1 The Eye Of God
2 Rise Again
3 Father
4 In Depths We Lie
5 Martyr
6 Cry Of The Nephilim

Артист:
Fangtooth
Страна артиста:
Italy
Год альбома:
2011
Название:
Fangtooth
Стиль:
traditional doom metal
Формат:
Compact Disk
Тип:
CD
Упаковка:
Jewel Case
Лейбл:
Solitude Productions
Кат. номер:
SP. 044-11
Год издания:
2011
Страна-производитель:
Russia
Review
The Pit of the Damned
8.5/10
21.07.2011

Se amate le tonalità heavy doom dei Cathedral o i riff del primo Ozzy potenziati all’estremo (Ozzy da solista) non potete lasciarvi scappare questo prezioso album dei Fangtooth. I pezzi sono davvero possenti, pesanti in sonorità, melodici negli assoli, a tratti epici. Ampio l'uso della batteria e dei piatti annessi (avete presente i Cathedral di “Electric Grave”?). La voce presenta diverse gradazioni di tono, ma risulta comunque pulita e omaggia la follia ironica del buon vecchio Osbourne. Al di là di tendenze musicali più estreme, e ce ne sono, il gruppo a cui più si possono rapportare i Fangtooth, giusto per dare un’indicazione di stile, sono i Tristitia di Luis Galvez. Magnifici gli esempi di chitarra doom dai toni compressi, arpeggi melodici profondi e graffianti. Magari ce li vedo solo io, ma gli innesti della southern school Down e BLS mi sembrano più che voluti. È un lavoro che combina moltissime influenze in un insieme compatto e coerente, davvero molto piacevole da ascoltare. L’andamento dei ritornelli acquista come una valenza cerimoniale, plasmata su una voce che funge da litania. Le liriche utilizzano tematiche care al doom: il rapporto dell’uomo con la divinità, le colpe e le condanne di una vita vissuta nel bene e nel male, la futura distruzione dei popoli corrotti, aspetti occulti e rimandi alla stregoneria e alla mitologia. L’ultima canzone si intitola “Cry of the Nephilim”, l’antica razza semidivina che avrebbe avuto uno stretto rapporto con l’evoluzione della razza umana. Vi cito un paio di versi della track “Martyr”, poiché riassumono in toto l’ideologia della band: “Now / I’m going to die / No fear inside my heart / The light embrace my soul”. È questo l’apogeo e il mistero della bestia Fangtooth (in senso positivo) celato in poche righe. Un gruppo da seguire obbligatoriamente nel suo evolvere.

Author: Damiano Benato
Review
Magazyn Gitarzysta
5/10

Wygląda na to, że kategoria, nazwijmy to wyłącznie na potrzeby niniejszej recenzji "morskiego doom metalu", eksplorowana do tej pory przez Ahab czy Fungoid Stream przyciąga nowe zespoły.

W sumie nie jest to nawet szczególnie dziwne, oceaniczna głębia zamieszkała przez dziwaczne stwory, nigdy nie oglądające światła dziennego, wydaje się środowiskiem niezgorzej, niż piekielne czeluście, pasującym do tego gatunku.

Kolejną ekipą marynarzy są Włosi z Fangtooth, których debiutancki krążek wydała właśnie rosyjska Solitude Productions. Już nazwa zespołu, oznaczająca sympatyczną i uroczą głębokowodną rybkę o trudnej do zapamiętania nazwie Anoplogaster naprowadza na pierwszy ślad. Jakby tego było mało uroczy pyszczek tego milusińskiego stworzonka został wpleciony w logo bandu. Teksty nie są może szczególnie morskie, za to na okładce albumu widnieje reprodukcja marynistycznego obrazu Ulisses i Syreny, autorstwa Herberta Janesa Drapera, o czym zresztą zespół lub wytwórnia, zapomniał wspomnieć w booklecie.

Bardzo trafny obrazek, przyznam. Jak zapewne wszyscy wiedzą, Ulisses czy też po naszemu Odyseusz, wracając spod Troi natknął się na syreny, zwodzące marynarzy pięknym śpiewem. Sprytny wódz nakazał przywiązać się do masztu oraz zatkać uszy załogi woskiem. W ten sposób marynarze nie mogli usłyszeć głosu zwodniczych bestii, a okręt uniknął smutnego losu i nie wylądował na skałach. Niestety wraz z "Fangtooth" słuchacz nie otrzymuje wosku, a do najbliższego masztu zazwyczaj droga daleka. Jeśli więc uda mu się dotrwać do końca płyty niechybnie wyląduje na rafach nudy. Nie mówiąc o tym, że gdyby prawdziwe syreny śpiewały tak jak wokalista Fangtooth, niejaki Sfack, nie byłyby tak skuteczne, marynarze uciekaliby bowiem w popłochu, byle dalej od tego koszmarnego zawodzenia.

Sfack wspina się na wyżyny fałszy, a ma ku temu okazję, bowiem w przeciwieństwie do wymienionych wyżej nazw, Fangtooth para się zdecydowanie bardziej tradycyjną odmianą doom metalu. A tam obowiązują czyste wokalizy. Ten fakt działa niczym strzał z armaty prosto w burtę okrętu i to poniżej linii zanurzenia. Bum i włoska łajba idzie na dno. Pozostali muzycy ratują sytuację tylko w niewielkim stopniu. Owszem zdarzają się niezłe momenty, jak choćby w najlepszym na albumie "Rise Again", ale takich chwil nie ma tu zbyt wiele. Pomimo iż album trwa zaledwie nieco ponad 38 minut ten czas okazał się zbyt długi, żeby wypełnić go sensowną treścią. Trudno być zachwyconym również produkcją materiału, która, szczerze mówiąc, bardziej przypomina demo. Gitary są mocno przytłumione, perkusja również brzmi nie najlepiej, zwłaszcza iż głośność talerzy jest nienaturalnie podkręcona. Na pierwszy plan wysuwają się za to ścieżki... wokalu. Ratunku!

Tradycyjny doom metal to wbrew pozorom gatunek całkiem wymagający. Chcąc pozostać w pewnym kanonie trzeba bowiem tak dysponować stosunkowo niewielką paletą rozwiązań, żeby wyszło z tego coś strawnego. Słychać, że Włosi próbowali, słychać, że wiedzą o co chodzi w tych dźwiękach. Niestety zabrakło warsztatu, umiejętności kompozytorskich oraz dobrego producenta. Może następnym razem?

Author: Szymon Kubicki
Review
Obscura
26.04.2011

Italians Fangtooth may represent an interesting variation towards Russian label Solitude Prod.’s roster, normally centred around extreme doom metal genre.
Fangtooth instead are a traditional Doom metal band, and by the term “traditional” I mean being inspired by such colossal forefathers as (early) Candlemass, Trouble and Saint Vitus, and this could be really and genuinely original, in a time where extreme side rules supreme in every genre of metal.Considering music itself, it’s quiet obvious that you cannot expect anything original nor anything leading to crazy head-banging: Fangtooth play slow old-school Doom metal as it was played during the first half of the 80′s, nothing less nothing more.
The vocals are eerie and dimensionally “far” from the listener, creating a magic sense of evocation and giving a certain touch of occult to the general mood of the album.
This is a pretty promising release by Fangtooth, unfortunately deeply reserved to die-hard lovers of this genre, let’s hope to hear something less derivative next time.
Review
Pest Webzine
6.5/10

Debut album for this Italian band founded in 2007. "Fangtooth" contains 6 tracks of traditional Doom Metal the way it was done in the end of the '70's - beginnings of the '80's so of course you can think of bands like Pentagram or Saint Vitus as major influences on Fangtooth's music. No innovations here, but the music is entertaining enough to catch a Doom Metal follower's interest. The guitars deliver some pretty solid riffs, but their tone is not always the best and makes you think of a jam session rathen than a real CD recording. Unfortunately although I like a lot of the riffs inhere I can't say I was hooked in any way by Fangtooth's music. Still, I like the fact they choose the traditional way of expressing their music.

Author: Adrian
Review
Lords of Metal
6.5/10

Het Italiaanse Fangtooth debuteert hier met deze in eigen beheer uitgebrachte zes songs tellende CD. De band speelt doom metal in de klassieke stijl en dit doen ze op zich naar behoren. Het is alleen erg jammer dat er geen enkel greintje originaliteit te vinden is. Fangtooth wil ik niet als slecht bestempelen want dat zijn ze zeker niet, ik hoor alleen teveel invloeden van andere bands in hun geluid terug waar ik liever een meer eigen inbreng had gehoord. Vooralsnog is Fangtooth in mijn perceptie een aardige middenmoter.

Author: Pim B.
Review
Imperiumi
5-/5
13.05.2011

Italialainen Fangtooth lukeutuu verraten uudempiin nimiin traditionaalisemman doom metalin saralla. Vuodesta 2007 toiminnassa olleen yhtyeen vajaa 40-minuuttinen, yhtyeen omaa nimeä kantava debyytti julkistui aiemmin keväällä, ja julkaisijana on ensisijassa death doomia kaikkeuden tappia myöten maailmalle tuutannut venäläinen Solitude Productions.

Pääosin bändi nojaa ilmaisussaan vanhoihin tuttuihin pioneereihin; vaikutteissa mainitaan mm. Candlemass, Trouble, Saint Vitus, Pagan Altar, tottakai Black Sabbath, ja monia muita. Käytännössä yhtyeen musiikista huokuu jonkinlainen Candlemass-hartauksellinen viba ehkä kaikkein selkeimmin. Kitarasoundi on raskas ja rouhea, ja soittopuoli pelaa muutenkin teknisellä puolella paremmin kuin hyvin. Sisällön osalta ei mennä aivan yhtä vahvan kautta. Biiseissä on toki kohtalaisen hyviä kohtia, riffejä ja liidejä paikoin, hitaus ja nopeuskin vaihtelevat sopivasti, ja materiaali on varsin eheää kautta linjan.

Kokonaisuudessaan kappaleet ovat kuitenkin varsin tylsiä, kasvottomia ja aika mitäänsanomattomiakin. Mitään ei erotu edukseen, mitään ei oikein jää mieleen. Yhtye sotkee tietään eteenpäin liian turvallisilla ja laskelmoiduilla poluilla ja liiaksi vaikutteita kumartaen, eikä sellaista määrättyä heittäytymistä saati mitään omaa pääse tapahtumaan. Kaiken kukkuraksi puhtaat ja "tunteella" vedetyt laulutkin kuulostavat aiotun majesteettisuuden sijaan lähinnä nololta yliyrittämiseltä yhtäällä, tai muuten vain keskitason alapuoliselta ja ponnettomalta ulinalta toisaalla.

Lopulta Fangtooth on valitettavan harmaa ja keskinkertainen levy, joka ei puhuttele suuntaan taikka toiseen, eikä kyllä innosta uudelleen kuunteluunkaan miltään osin. Niin paljon parempaa kun on maailmassa tarjolla.

Author: Frostheim
Review
The Forgotten Scroll

The debut album by this young Italian band was a very good surprise to my ears. They deliver heavy, riff based Doom Metal inspired by the classic bands. It seems that they have dogged both the big traditional Doom Metal bands (Saint Vitus, Pentagram etc) and the big Epic Doom Metal bands (Candlemass, Trouble etc) and they have added a dark Heavy touch into their music (Pagan Altar, Witchfinder General). They also seem to have studied the traditional Doom Metal stuff of the mighty Paul Chain as they are capturing a musical atmosphere very similar to the one in some records of the Italian Doom Metal master. The good thing is that they are not try just to copy their influences but they carefully mix them in a result that after all sounds unique in my ears, in other words their song are recognizable thanks to their very characteristic vocals, their dark and obscure riffing and their foggy production. Their singer -and guitarist- SJack got a characteristic way of singing no matter what type of vocals he is using -low tuned, higher, mournful or epic). A better and more careful focus into their music would make you think that it is probably born in a catacomb of an old and forgotten Catholic Church. Obscure stuff... it is a fact. Do not miss this band. They simply rule.

Author: Countraven
Review
Mtuk Metal Zine

Fangtooth are a new, and young True Doom band from Italy which means they are in good company with Doomraiser for one as well as some heroes like Paul Chain in the past. It is, though, a genre where mature age is often valued too as well as being for some reason a tricky beast to create an individual sound from the off. So what are Fangtooth offering?

Things start reasonably enough with 'The Eye Of God' dredging up a riff with the low end blues grunt of Earthride. It's when the vocals come in that things start to go awry. No there is absolutely nothing wrong with the vocals; Sfack has a nice range and a fine wail on him that at times makes you think of King Diamond at half speed or that gloriously unhinged performance on the one and only Sevenchurch album. No, the moment the vocals come in is when I realise that the mix and the production on this album is horrible.

Firstly the vocals have been given a distant cavernous feel which could work in small doses and certainly lends atmosphere to songs like 'Father' but here mostly it just helps bury them down in the mix. But secondly, and the real problem, is the drums. Or more precisely the cymbals. When your crash and ride sounds drown out both riff and voice you know either the drummer snuck back in one night or the mix is shocking. And its such a shame as the drumming from Grendel is really spot on and articulate and the band can add more atmosphere to a song with a well placed bass line than most can with three keyboards and a computer programmer. Just that sound keeps ringing in my ears.

If you can filter out this sheet metal noise what you will find is potentially very promising. There is a raw feeling of naivety here, yes, but for example for every shaky second in the dark, brooding 'Martyr' there are long minutes of superb doom flavoured music with some excellent acoustic playing of a deep Mediterranean feel. Fangtooth have a crafted a tortured and almost blackened feel to the music which gives them that vital spark of identity: Listen to the Mercyful Fate cries in the background over monolithic, slow chugged riffs on 'Cry Of The Nephilim' or the plaintive calls on 'Rise Again' flowing over a more traditional European style of doom riff. This is the sound of dungeons and insanity. The acoustic, classical guitar works superbly with all this, too, particularly when used with rather than instead of the riff.

They can create a creepy atmosphere, too, a thick darkness with either echoing spoken words or those lovely fluid bass lines. 'In Depths We Lie' which opens with a great bass intro ends on some fine languid guitar that leaves you drifting away on some dark sea is a fine demonstration of this.

Without wishing to end on a negative sounding note though, in the end the aforementioned mix can't help but make this sound like quality demo that gets you signed rather than a finished album: it is too raw, too flatly recorded and unevenly mixed but don't doubt that it is still packed with talent and ideas. Don't take my word for it though: If you're a Doom fan give it a fair spin and, more importantly, remember the name because with a better studio experience they could really produce the goods in a very distinctive way.

Author: Gizmo
Review
Darkside
5/10
19.05.2011

За время своего существования doom metal, как и любой стиль музыки, стараниями своих адептов претерпел столько изменений, что теперь и не знаешь даже, как реагировать на термин «traditional doom metal», которым издатель характеризует дебютный альбом итальянской команды Fangtooth. Правда, тут же, в пресс-релизе, упомянуты в качестве ориентиров Candlemass и Trouble, группы, названия которых в рецензиях зарубежных обозревателей на этот диск присутствуют чаще, чем упоминание о самих виновниках торжества, что способно расставить все по своим местам.

Итальянцам, назвавшимся в честь глубоководной рыбины и черпающим вдохновение в творчестве Роберта Говарда, Лавкрафта, а также из древних мифов (откуда полезли и глаза Бога, и всякие плачущие нефилимы), в целом удалось воссоздать «традиционное» звучание думовых «классиков». Основу основ задают гитарные риффы, то медленные, вязкие и неповоротливые, то быстрые, плотные и массивные, да рельефно выписанный бас, – не сказать, что есть какие-то особенные изыски и запоминающиеся моменты, скорее грамотная ученическая работа, в которой проявлено безграничное уважение к основам стиля, нежели что-то большее. Не обходится без дэтовых запилов и вполне себе хардроковых «соляков», можно заметить также, что Fangtooth питают симпатии к музыке Motorhead, а толику эпичности, замешанной на сказаниях о богах и разных мифических существах, черпанули полной ложкой с альбомов Manowar и иже с ними. Эпические нотки, кстати, возникают ближе ко второй части диска, где-то в районе «Father» проклевываются зерна глобального замысла (и приятные голоса сирен), который музыканты пытаются развить в дальнейшем, умудряясь удивить чуть ли не партиями фламенко в начале «Martyr». Правда, все попытки серьезно разнообразить музыку быстро исчезают по той причине, что сами участники группы словно боятся отойти в сторону от канонов. В этом ничего плохого нет, просто по большей части их музыка звучит однообразно и скупо, как-то камерно и зажато. Способствует этому ощущению и звучание ударных, которые вроде бы и есть, а вроде бы и Бог с ними, и, особенно, вокал, – вероятно, это самая слабая сторона альбома. «Чистые» партии записаны на почтительном расстоянии от микрофона, отчего голос звучит по-квартирному, к тому же его носитель не особенно старается попадать в ноты и как-то бороться с излишней крикливостью, которая вместо здорового пафоса вызывает лишь усмешку. И еще Fangtooth противопоказаны паузы, – стоит только им сбавить обороты и начать перестраиваться на новый ритм, как все составляющие их музыки начинают расползаться во все стороны и катастрофически скучнеть. Можно и не дождаться, когда итальянцы вновь соберутся с силами и начнут заполнять колонки плотным риффингом, еще более быстрым, чем пару минут назад.

Ожидания, не сильно завышенные, не обманули – действительно, (слишком) канонический и (очень) олдскульный doom. Другое дело, что упомянутых ранних Candlemass слушать все-таки интереснее, а в случае с Fangtooth мы имеем (пока что, ибо потенциал есть) дело с в меру добротной, но обезличенной работой, из которой при желании можно было сделать конфетку, но сами музыканты наступили на горло своей песни и остались просто «последователями».

Author: Maeror3
Review
Pavillon 666
6/10
16.05.2011

Eh non, Fangtooth n’est pas seulement le nom d’un poisson, il s’agit aussi d’un tout nouveau groupe italien originaire de Sicile, officiant dans un Doom Metal traditionnel à la Candlemass ou à la Black Sabbath, mélangé à du son proche du Stoner. Malgré le manque d’originalité, le quatuor essaie toujours de se faire un son qui lui est propre, expérimentant et piochant dans des sonorités qu’il est rare d’entendre. Mais heureusement, l’ensemble reste pour le moins assez cohérent.

Alors que le genre en lui-même semble avoir été parcouru de fond en comble par tous les groupes que nous connaissons à présent, Fangtooth n’hésite pas à mettre le maximum de chance de ses côtés. Non seulement par cette ressemblance évoquée précédemment, pouvant attirer les fans des groupes sus-cités, mais aussi par cette rythmique intéressante et par ces riffs efficaces et très typés Stoner par moment. Mais ils n’en restent pas moins « collés » au genre de départ qui est le Doom, et il sera rare d’entendre quelques accélérations ainsi que quelques offensives dans les jeux de guitare, qui se taillent pourtant la part du lion.
Même si les solis sont plutôt bien maîtrisés et bien intégrés aux compos, il n’empêche que peu d’émotions s’en dégagent, malgré la mélancolie palpable dégagée par les envolées mélodiques. Seuls quelques rares claviers arrivent à nous emmener ailleurs, notamment grâce aux chœurs.

L’autre point négatif reste le chant, plutôt difficile à appréhender. Loin d’un growl profond et déchiré, il s’agit plutôt d’un chant clair assez monotone, limite plaintif, manquant parfois de maîtrise sur certains passages…Quelques relents limites lyriques peuvent le rendre intéressant, au même rang que les impressions de chant d’église, tel un chant grégorien, lorsqu’il se veut plus astral…
Sinon évidemment l’ensemble se veut résolument mélodique et bien Doom, rythme lent, ambiance lourde et particulière, et les morceaux sont de longueurs raisonnables.

Au final, il y en a pour tous les goûts : si vous cherchez de l’originalité, passez votre chemin, si vous aimez le Doom bien traditionnel, cet opus pourrait vous plaire, si tant est que vous appréciez le chant…

Author: Matai
Написать отзыв