Septic Mind - Истинный Зов (The True Call) (CD)

extreme funeral doom, Solitude Productions, Solitude Productions
466.67 Р
Price in points: 700 points
SP. 051-11 xn
In stock
+
The second album from a Russian band Septic mind. “The True Call” consists of three long tracks and continues the evolution of musical ideas established at their previous album, “The Beginning”. The musicians still stand at positions of extremal doom metal, but they are moving away from the influence of Esoteric forming their own sound. This time Septic Mind music with typical cosmic psychedelic interludes features elements of sludge doom metal. “The True Call” is the next chapter of the gloomy and insane tale of Septic Mind covered with cold, despair and misanthropy.

Tracklist:
1 Истинный Зов / The True Call 25:35
2 Обречен Грешить / Doomed To Sin 18:43
3 Планета Больна / Planet Is Sick 14:41

Artist:
Septic Mind
Artist Country:
Russia
Album Year:
2011
Title:
Истинный Зов (The True Call)
Genre:
extreme funeral doom
Format:
CD
Type:
CD Album
Package:
Jewel Case
Label:
Solitude Productions
Cat Num:
SP. 051-11
Release Year:
2011
Country Of Manufacture:
Russia
Review
Headbang
7/10

Nuova opera nera ed opprimente per i russi Septic Mind che per l'occasione ci ripropongono altri tre lunghi brani come già successo nel precedente The Beginning.

Possono annoiare più o meno del solito ma di certo non li si può negare l'abilità di saper ergere strutture mai banali o buttate li a caso, una maniera d'esprimersi con formule chiuse e ben pensate dove lo spazio per luce/aria non trova posto se non per brevissimi momenti e con un raggio d'azione davvero limitato.
In questi casi la preparazione è tutto, i tre brani portano lentamente l'ascoltatore all'ora di durata accompagnandolo in un flagellante percorso interiore dove le paure più frequenti potranno trovare terreno fertile per le proprie subdole radici. Sapere a cosa si va incontro e saperlo come affrontare, questo è il funeral doom, questi sono in sintesi i Septic Mind.

Non manca la profondità, non manca una prestazione vocale estrema e non mancano le oscure litanie di trasporto, espediente determinante per la riuscita di ogni pezzo. Non è come si potrebbe pensare, questa volta lo sfinimento è in qualche modo sedato rispetto ad uscite definibili più convenzionali. La band russa sembra trovarsi perfettamente a proprio agio nel costruire drappi sonori così lunghi, statici (per quanto riescano ad evadere questo termine rispetto ad altri) e neri come la pece. E' un abilità non comune quella che fuoriesce da questi solchi profondi, ben progettati e sviluppati con l'arte di chi sa cosa volere dalla propria musica.

La title track, Doomed To Sin e Planet Is Sick renderanno sicuramente la vita meno semplice al fruitore di turno, perché negarlo, ma d'altronde è prerogativa di questa particolare musica saper esaltare a dovere tutto ciò di negativo che abbiamo dentro per renderlo in qualche maniera "positivo" e romantico. The True Call rappresenta l'ennesimo ottimo segnale che la scena russa ci offre in territorio funeral doom, perderselo è certamente possibile (non si arriva su livelli massimi) ma avercelo da una sensazione di completezza non indifferente.

Author: DukeFog
Review
Metal Italia
6.5/10

Ritorna il duo russo Septic Mind, con quello che è il suo terzo full-length all’insegna del funeral doom atmosferico, il secondo per la Solitude Productions. Come da tradizione, anche “The True Call” presenta la formula dei pochi brani dall’elevato minutaggio, arrivando a sfiorare l’ora di durata; un’ora di musica funerea e nera come la pece, dai netti rimandi agli illustri colleghi Esoteric, un paragone che i due glaciali songwrtiter non riescono proprio a scrollarsi di dosso. Rimanendo fedele alle coordinate dei suoi predecessori, delle lente e opprimenti marce verso l’esaurirsi dell’ultimo respiro, il lavoro, come accennato, vede il solito alternarsi di passaggi dall’incedere etereo e dai break darkeggianti ad altri decisamente più monoliti e soffocanti, sorretti puntualmente dal profondo growl distorto di Michael Nagiev, una vera e propria voce dall’oltretomba. In verità, continuiamo a preferire i Septid Mind quando decidono di “staccarsi” dal proprio background doom e avventurarsi in territori più sperimentali, sebbene questo comporti l’inevitabile paragone con la già citata band britannica: l’interminabile titletrack, ad esempio, con le sue tetre aperture atmosferiche, risulta piacevole e coinvolgente nonostante la netta derivatività. A rafforzare questo punto forte, viene migliorata nettamente la produzione, meno sporca che in passato e pensata per esaltare questo tipo di soluzioni. A grandi linee, il gruppo riesce a ottenere buoni risultati quando il riffaggio si spegne e le linee di chitarra rimangono libere di vagare da sole, sintetizzando la costante opprimenza e rendendo quest’ora di musica molto meno pesante. Certo, arrivati al terzo album ci si aspetterebbe qualcosa di più, ma, nonostante tutto, “The True Call” si potrebbe rivelare un onesto intrattenimento per gli amanti del funeral doom.

Author: Thomas Ciapponi
Review
Mroczna Strefa
8.5/10

No i mamy już trzeci (a drugi wydany przez Solitude Productions) album dwóch rosyjskich muzyków ukrywających się pod szyldem "Septycznej Duszy". Poprzedni, zresztą opisywany na naszych wirtualnych łamach, spełnił swoje zadanie i pokazał, że bez względu na pochodzenie można nagrać jasno inspirowany bardziej znanymi kapelami zestaw funeral doom metalowych dźwięków, przy tym mający zajawki swojej własnej tożsamości. 6 i pół punktu, jakie wówczas dałem, na dzień dzisiejszy jawi mi się jako pewien prognostyk progresji SEPTIC MIND, bowiem "The True Call" lub z rosyjska "Istinnyj Zow" to spory krok naprzód. Jeszcze słychać wyraziste wpływy ESOTERIC, a i coś z twórczości SKEPTICISM też przemycili, ale już pierwszy na albumie, tytułowy kolos to prawdziwa feeria wszystkiego tego, co z doom'em się kojarzy, ale muzycy nie poszli na łatwiznę i zbudowali ten utwór na zasadzie pewnych płynnie przechodzących jeden w drugi kontrastów. Numer zaczyna się od psychodelicznego, prawie że kosmicznego grania. Klawisze mogą się kojarzyć z eksperymentalną el-muzyką, na to nałożono gitarę z ciekawie 'pływającym' efektem, który skojarzy się na pewno niejednemu fanowi funeralu z ESOTERIC. W piątej minucie dochodzi do tego growl z pogłosem, a potem na pierwszy plan wchodzi pojawiająca się pomału i jakby z ociąganiem improwizacja solowej gitary i snujących się syntezatorów. Dla jednego coś takiego będzie szczytem nudziarstwa, dla drugiego - ten transowy klimat sprawi, że znajdzie się w jakimś dziwnym, prawie że abstrakcyjnym i równoległym do naszego świecie. Przypomina to dokonania fińskiego TYRANNY, które także operowało formułą leniwie ciągnącego się grania, przypominającego powolne wpadanie w niezrozumiały zwyczajną percepcją wir. Panowie grajkowie w pewnym momencie już się chyba zapomnieli, bo trochę przesadzili z długością wpadania w ten vortex, w czym przebili nawet swoich mistrzów z ESOTERIC, ale efekt jest naprawdę nieziemski. W drugim z kawałków, "Doomed To Sin" (Obreczjen Greszit'"), początek jest już mniej surrealistyczny i opiera się na wpół akustycznych akordach i uzupełniającym to ni to klawiszowym, ni to wsparciem nieznanego mi efektu gitarowego, by po chwili popaść w czeluść kilku riffów przetykanych szeleszczącym automatem perkusyjnym. Robi się jednocześnie post-rockowo, jak i funeral doom'owo. Łatwe to w odbiorze nie jest, choć po wejściu wokalu coś na podobę przyswajalnego leadu się z tego wykrawa. SEPTIC MIND nie operuje szczególnie skomplikowanymi aranżami i właściwie nie przekazuje tu niczego innego, jak tylko swobodną wariację na pewien temat, ale samo 'klejenie' utworu takimi środkami już i tak robi wrażenie. Wciąż odnośnik ESOTERIC jest aktualny, jednakże nie można takiej konstrukcji zarzucić czegoś, że "to już było". Mało kto (nawet zespoły post-rockowe czy post-metalowe) stosuje ten rodzaj minimalizmu, pośród którego wokal staje się tylko równoległym partnerem dla pozostałych instrumentów. Trzeci i ostatni twór na płycie, "Planet Is Sick" (Płaneta Bolna), to już prawie czysty ESOTERIC, z wiodącą linią gitarowych riffów i na wpół akustyczną, stanowiącą o dramaturgii tego kawałka drugą gitarą, a wokal tym razem jest pewnym wyróżnikiem i zwraca na siebie uwagę. To nic, że jest jednorodny, bo pamiętajmy, że ta estetyka wymaga takiego rozwiązania i odkrycia nowego lądu nie będzie hehe. W pewnym momencie motyw przewodni znika i robi się zdecydowanie dark ambientowo, ale potem znowu eksplodują gitary i wokal, które prowadzą słuchacza do samiutkiego końca. Godzina mija i pozostawia po sobie w pamięci nie pustkę, a przygodę, której nie zapewni nawet niebanalny i czasem anarchistyczny wobec normalnych doznać Wojciech Cejrowski. Zapewniam o tym i wróżę na przyszłość jeszcze niejedno tak dobre dokonanie SEPTIC MIND.

Author: Diovis
Review
Hammerworld Magazine
7/10

A terebélyes orosz doom-családfa 2006 óta élő tagja a Septic Mind. Amit játszanak, az leginkább a funeral doomhoz áll közel, de még ezen belül is képesek lehetőség szerint minél nehezebben fogalmazni. A három szám/egy óra sokatmondó információ az anyag kapcsán.
A 25 és fél perces címadó tétel jelentős Esoteric hatásokat hordoz, de a keletiek hangzása nem olyan töményen ritmusgitár-orientált, nem alkotnak olyan vaskos gitárfalakat, mint az Greg Chandler zenekaránál szokásos. Ez a relatíve szellősebb hangszerelés azonban szemernyit sem csökkenti a zene súlyosságát, anti-hallgatóbarát mivoltát. Leginkább kísérletezős funeral doomnak hívnám ezt a zenét, és ezt a Doomed To Sin nóta meg is erősíti. Itt viszont már vaskosabb riffek is előfordulnak szigorú sludge-foltokat hagyva a kompozíción. Egyébként ez egy szinte véget érni sem akaró hangfolyam. A Planet Is Sickben visszatérnek az Esoteric árnyai, de már nem olyan hangsúlyosan.
Nem szokványos funeral doom album a The True Call, viszont csiszolatlan, kialakulatlan, mind ötleteiben, mind megvalósításában.
Review
Legacy #77
10/15

Der SEPTIC MIND-Einstand “The Beginning” auf Solitude Productions bietet Funeral Doom mit hörbarer Nähe zu Bands wie Esoteric, wobei das russische Duo eine ganze Ecke trister vorgeht. Von genau derartigen Einflüssen wollen sich SEPTIC MIND mit dem aktuellen Nachfolger „The True Call“ allerdings entfernen. Wieder werden drei Stücke geboten, die es auf eine Stunde Spielzeit bringen, aber statt minimalistischem Funeral Doom dominieren ambient-psychedelische Keyboards und ein schleppender Beat im einleitenden Titelstück, das es auf 25 Minuten bringt und sich langsam aufbaut. So vergehen fünf Minuten, bis der Bass und die growlenden Vocals einsetzen, und weitere vier Minuten, bis erste Riffs allenfalls angedeutet werden, um sich dann zu Melodien zu verflechten. Das zweite Stück ´Doomed To Sin´ wirkt in den ersten drei Minuten lebendiger, auf eine verstörende Weise geradezu groovig. Dann kriechen SEPTIC MIND erneut zäh aus den Boxen und knüpfen dröhnend etwas deutlicher an das Vorgängeralbum an, während sich eine erst hintergründige psychedelische Kakophonie zunehmend in den Vordergrund drängt. Das ist schon irgendwo schwer verdaulich und zieht sich in die Länge. Wer denkt, das müsse nun so weitergehen, wird im dritten Stück ´Planet Is Sick´ in mehrerlei Hinsicht überrascht. Nicht nur, dass SEPTIC MIND hier vergleichsweise flott unterwegs sind; ´Planet Is Sick´ ist auch wesentlich komplexer konstruiert als die ersten beiden Stücke und glänzt mit ansprechend melodischer Gitarrenarbeit. SEPTIC MIND haben Zeit und werden den einen oder anderen nervösen Zeitgeist
(DRAMA) „Zastor Tišine“
(Altsphere)
Zu den merkwürdigeren Veröffentlichungen in dieser Ausgabe zählen (DRAMA) aus Kroatien. Fünfköpfig und bis 2006 unter dem Namen Deadweight Loss (Bulimie irgendwer?) unterwegs, änderten und klammerten sie ihren Namen, um nun nach sieben Jahren Bandgeschichte ein Debüt in voller Länge vorzulegen. „Zastor Tišine“ ist zwar ganz nett gelungen, ein klassisches Doom-Album mit kleineren Anleihen bei den Peaceville Three der frühen Neunziger, doch mehr wird daraus nicht. Keiner der Melodiebögen kann mit der Hochzeit von My Dying Bride oder dem Genie früher Paradise Lost mithalten; die Riffs scheinen zu stagnieren und werden noch dazu nicht gerade unterstützt von einem Sound, der mit retardiert hinreichend beschrieben ist. Es scheint, als wollten (DRAMA) das Album mit Gewalt leiser machen; das passt ganz gut zu Akustikstücken wie dem zentralen ‚Onako Kako Samo’, doch sonst killen die zurückgenommenen Regler einen Teil der möglichen Atmosphäre. Wir wissen schließlich alle, warum Doom Metal Doom Metal heißt, oder? Immerhin: es tut sich etwas auf dem Balkan; eine Band, die ihre Texte durchgehend in Kroatisch abfasst und sich tapfer durch über 66 Minuten Spielzeit growlt und holzt, hat ein wenig Beachtung verdient. Für den Hosenbandorden reicht es natürlich nicht. (JP)
8 Punkte
(ECHO) „Devoid Of Illusions“
(Bad Mood Man)
Die Herren mit den geklammerten Bandnamen haben es raus: in Magazinen landen sie womöglich ganz vorne bei den Reviews. Das rettet (ECHO) aus Brescia in Italien jedoch keinesfalls. Nicht dass es Spaß machen würde, „Devoid Of Illusions“ zu verreißen; ein bisschen Abwechslung ist ja drin, doch startet die Band damit viel zu spät. ‚Summoning The Crimson Soul’ und ‚Unforgiven March’, die ersten Songs des Albums, klingen wie hundertmal aufgewärmt. Growls, die den Namen nicht verdienen, sondern eindeutig durch den Kaffeefilter eingerülpst wurden; Melodien, die Nelson im Kopf emporsteigen lassen, wie er „Laaangweilig!“ sagt; Keyboards, über die nicht mehr zu sagen ist, als dass sie da sind: Melodischer Doom, so stinklangweilig, wie er von 99 anderen Bands besser gespielt wird, die für sich genommen auch noch Mittelmaß vertreten. Tempo in „Devoid Of Illusions“ bis hierher? Genau einmal. Schnarch. (ECHO) können aber auch anders, denn mit cleanen Vocals in ‚The Coldest Land’ läuten sie sie die große Abwechslung ein, orientieren sich mal an Katatonia, mal an Alcest, und malen eine schön träumerische Landschaft. Ein weiteres Mal geschieht dies in ‚Once Was A Man’, dem vorletzten Stück des Albums. Dazu kommen aggressivere, Progressive-Parts, in denen das Keyboard regelrecht an die Wand gespielt wird, sowohl im Chorus-Teil von ‚Once Was A Man’ als auch in ‚Internal Morfhosis’ absolut hörenswert. Wieso nicht gleich so? Okay, es ist ja auch erst das Debütalbum. (JP)
9 Punkte
MARE INFINITUM „Sea Of Infinity“
(Solitude)
Moskau und das unendliche Meer, wer kennt es nicht? Aus der Kapitale der Russischen Föderation kommen MARE INFINITUM und haben sich atmosphärischem Doom Metal verschrieben. Damit kommt man bei Solitude Productions, dem Haus- und Hoflabel der russischen Doom-Szene, immer gut an. Nun wird mit „Sea Of Infinity“ die erste Visitenkarte abgegeben. Für wesentlich mehr als die Minimalanzahl von Szenepunkten reicht es leider nicht. MARE INFINITUM treten nämlich den Beweis dafür an, dass Langsamspielen zwar keine Kunst ist, dann aber auch so klingt. Der Versuch, den fünf Songs Spannungsbögen mitzugeben, gelingt der Band in keinem Fall. Vielmehr sind sie vorhersehbar und verursachen in ihrer Zähigkeit wie Überlänge eins ums andere Mal kalte Füße. Ist der Opener ‚In Abscence We Dwell’ noch halbwegs düster, schlägt der Keyboard-Chor im Hintergrund auf ‚Sea Of Infinity’ schon das erste Mal voll durch – was nicht weiter schlimm wäre, würde nicht gleichzeitig eine weibliche Stimme ins Album eingeführt, die nicht unbedingt zur Stimmung beiträgt. Do geht es weiter: Im Schlußstück ‚In The Name Of My Sin’ wird das Instrumentarium und Effekt-Aufgebot auch noch um eine Geige erweitert. Das hört sich alles ein wenig nach Mottenkiste an, nicht jedoch nach Originalität – wie auch mit einem Growler, der nur „Ohs singen kann und keinen anderen Vokal? „Sea Of Infinity“ hat ein paar interessante Ansätze; aber bis zum zweiten Album dürfen MARE INFINITUM gerne noch nachsitzen. (JP)
5 Punkte
sicherlich herausfordern. Statt ungeduldig die Skip-Taste zu betätigen, sollte man die Kompositionen jedoch genau so auf sich wirken lassen, wie sie sind. Zugegeben, beim zweiten Stück fällt das selbst Genre-Freunden nicht leicht. Dafür gefällt der dritte Track umso besser.

Author: ES
Review
Metal.de
6/10
06.02.2012

Es wird finster in der Welt, denn das russische Duo SEPTIC MIND liefert mit ihrem neuen Output “The True Call“ ein weiteres Stück Musik ab, welches alles andere als leicht verdaulich ist. Funeral Doom, eine Prise Sludge und ganz wenig Death Metal werden mit atmosphärischen, ja nahezu futuristischen Samples gemischt und ergeben dabei eine Mixtur, die sicherlich nicht Jedermanns Geschmack trifft und sich auch nicht so schnell in seiner Gesamtheit erfassen lässt.

Allerdings kämpfen SEPTIC MIND bei aller Experimentierfreude dennoch mit einem nicht gerade marginalen Problem, denn das insgesamt drei Stücke umfassende Werk wirkt in seiner Gesamtheit einfach etwas zu langatmig. Der Opener “Истинный Зов“ ist anfangs noch recht atmosphärisch, verliert sich aber, trotz sehr guter Samples, mit fortlaufender Spielzeit immer mehr in Belanglosigkeit. Dies ändert sich auch mit dem folgenden “Обречён Грешить“ nicht wirklich, denn trotz sehr guten Nuancen aus dem Sludge schafft es das Stück eben auch nur bedingt zu unterhalten. Irgendwie beschleicht einen nach mehrmaligem Hören immer mehr das Gefühl, dass man die einzelnen Songs um einige Minuten hätte kürzen können, ohne etwas wirklich Essenzielles zu verlieren. Das abschließende “Планета Больна“ schafft es aber dann doch noch, das Ruder herumzureißen und stellt somit die beiden vorangegangenen Stücke in den Schatten. Denn auch wenn es sich dabei um den kürzesten Song handelt, so kann dieser am ehesten aus dem Kontext hervorstechen und deutlich zeigen, dass es auch anders geht. Mit ein wenig mehr Death-Anleihen erweckt das Stück trotz unbändiger Langsamkeit einen gewissen Drive, der SEPTIC MIND definitiv sehr gut zu Gesicht steht. Alles weitere erledigen die dahingleitenden Gitarren-Leads welche das Stück weiter nach vorne tragen und in Kombination mit den unterirdisch tiefen Growls und den fiesen Screams eine herrlich beklemmende Atmosphäre erschaffen. Warum denn nicht gleich so?

SEPTIC MIND waren noch nie dafür bekannt, leicht eingängige und simple Musik zu schreiben. Das hat sich auf mit “The True Call“ nicht geändert, denn hier herrscht noch immer eine trostlose Einöde, in welcher sich der geneigte Hörer erstmal zurecht finden muss. Leider ist es an manchen Stellen zu viel des Guten und ein wenig mehr Abwechslung hätte in dieser Monotonie der Negativität sicher nicht geschadet. Nichtsdestotrotz sollte jeder Fan von Funeral Doom mal ein Ohr riskieren. Es könnte sich lohnen.

Author: Florian.Hefft
Review
Mortem Zine
8.5/10
14.02.2012

Téměř přesně po roce se vrací jeden z největších objevů funerálně doomové scény posledních let. Bez přehánění, SEPTIC MIND plní funkci jistého zjevení a vdechnutí nových ambicí stylu, který sice nestagnuje, ale opravdu zásadní soubor mu chybí, vyjma jeho stvořitelů samozřejmě. Jména a jednotlivá alba ponechám na každém z vás. Vraťme se tedy do ruského města Tver a nastupme na transibiřskou magistrálu, byť na ní toto město nefiguruje. Z hudby SEPTIC MIND cítím propojení východních stanic, prostředí ruských dálav a pustin spolu s vesmírem a odkazem psychedelických císařů doom metalu – Esoteric. Předchozí album "The Beginning" bylo neúprosnou experimentálně pohřební nahrávkou, která mě donutila bezmála k maximálnímu ohodnocení, a již tehdy jsem věděl, že její následovník nebude mít lehký život.

Ten se ovšem strachovat o místo na slunci nemusí. Pokud bychom si volně přeložili názvy obou alb, dojdeme od počátků k volání pravdy – a novinku vskutku vnímám jako pravdivou výpověď. Ukazuje, že s kapelou je třeba nadále počítat, dále pokračuje ve svém typickém psychedelickém zkomírání a těžké riffy balí do experimentů vonících dálkami. "The True Call" už tolik nedrásá ruchy a noisovým prostředím debutu, ale jde více do hloubky pravého doom metalu. Experimenty zůstávají, ale již ne v takové míře. Spíš na bázi hry kytar a jejich možností šponovat zvuk do nekonečna a ukrajovat tak plochy reality života na Zemi. Jen ne tak okatě jako v minulosti. SEPTIC MIND zkrátka tentokrát více bazírují na dřevním vyznění, album je plné tradiční doom metalové esence a nejchaotičtější pasáže je možné vysledovat zejména na samém začátku a konci alba. Duše nahrávky je ale trošku někde jinde – v zemitější a klasičtější poloze.

Je pravda, že má jediná výtka směřuje hned k úvodní titulní skladbě, kde některé kytarové motivy působí lacině až amatérsky. Vyvolává to dojem pokusu o větší prog v rámci dlouhých funerálních ploch, ale dle mě se tyto pokusy jaksi míjí účinkem. Dále už album působí mnohem masivněji, temněji a spojitěji. Překvapen z jeho nesporné kvality nejsem, stejně jako ve způsobu skládání SEPTIC MIND, ale jsem potěšen z přístupu ke skladbám a jejich věcnému posunutí ve výrazu. Kapela o svých žalmech přemýšlí, poučuje je o základech doom metalu a krotí jejich vzletnost se zálibou v ohlušujícím prostoru. "The True Call" si drží status přísné, extrémní doom metalové nahrávky, ke které je třeba chovat maximální respekt a přistupovat k ní jako k top lekci funerálního umění posledních let.



Vrcholem alba je (stejně jako na minulém albu) závěrečná věc. Pod všeříkajícím názvem "Planet is Sick" se hrdě dme gradující song, tlačený všemi jmenovanými vlivy a pohnutkami v jeden uhrančivý smuteční kolos. SEPTIC MIND jsou pilnými žáky a věrnými následovníky Esoteric a svými posledními dvěma opusy se mohou bez jakýkoliv známek studu postavit po jejich boku. "The True Call" je spojením světů tradic a experimentů a zejména velmi přínosným albem do uren pohřebních ústavů.

Author: Victimer
Review
Femfogacs
8.6/10
21.02.2012

A Septic Mind egy orosz duett, ahol Alexander Grigoryev gitározik és Michael Nagiev csinálja a fémzenékben szükséges egyéb feladatokat. Igaz, fémzenén itt valami nagyon nagy sűrűségű viszkózus folyékony fém-masszára kell gondolni időnként. Máskor meg kimondottan kellemes hallgatnivaló, de azt előre leszögezem, hogy életem egyik legfurcsább utazásában volt részem ezalatt a majd egy óra alatt, amíg a The True Call (amely cím a lemez első számának is a címe) szólt



Tehát milyen lehet, mikor a drone, a dark ambient és a funeral doom műfajokat házasítjuk? Ilyen.
A lemez első tételét, a több mint 25 perces Истинный Зов-t, ami érthetőbb nyelven annyit tesz, The True Call, egy még érthetőbben Az igaz hívás, már nem is atmoszféra, hanem egyfajta sugárzás öleli át. Én személy szerint ilyen hanghatással még sosem találkoztam. Az ének, illetve acsarkodás meg - egyszerűen nem találok jobb szót erre -, mintha el lenne kocsonyásítva. A dobolás nem is dobolás, hanem valami ütemes, nagyon lassú csapkodás, de nem rossz egyébként. Aztán a gitár elindul lépcsőzgetve... Fura ez az egész dolog, amire nem feltétlenül mondanám azt, hogy zene. A hatása viszont kolosszális. Egy sokszáz fényévnyi átmérőjű csillagködöt látok magam előtt ennél a résznél, de egy jó 15 perc után furán megváltozik a dal, bejön valami elektromos gerjedés, és a gitár (szinti?) belekezd ismét egyfajta dallamozgatásba. A 25 perc végén elképedve ülök, és bámulok magam elé. Elsőre még azt sem tudtam eldönteni, hogy tetszett-e.
Néha furcsán disszonáns itt ez az egész (k)rémség, meg rá van tolva az elbugyborékoltatós effekt is fokozásképpen. Feltekeri az agyamat egy hurkapálcára, aztán lehúzza róla, csomóra köti, majd felfújja karfiollá, kifordítja, összerágja, kiköpi, megtapossa.

De ez még csak az első adag.
Most jön a második szám, a Обречён Грешить, vagyis Bűnre ítélve (azt hiszem), aminek az eleje kicsit hasonlít a The Gathering Red Is A Slow Colour című dalának a kezdetére. Csak itt vagy tízszer addig tart. Három percen át tulajdonképpen normális zenét hallunk, aztán itt is kiborul a bili. Viszont teljes mértékben kihallható a vokalizálásból, hogy ember csinálja, és nem egy kopoltyús tarajos bivalyszerű csőrös gekkó. Hasonlít Nadír Vitya hangjára egyébként. Ez az a része a lemeznek, amit már én is kezdtem unni egy kicsit, viszont a vége érdekes.

Szerencsére már csak egy szám van a CD-n, így nem kell többet kínlódjak a ciril betűk beszenvedésével. Ennek címe az, hogy Планета Больна. Viszonylag jól lehet fordítani: Beteg bolygó. Ezt éreztem a legjobbnak. Itt a hörgés egy-két sora hihetetlenül beerősödik néha, de hallatszik, hogy direkt, mert ki is emelik sztereóba a monóból olyankor. A dal második fele nagyon jó, szó szerint szép.

A tökéletesen beváliumozott hangulat miatt az egész cucc olyan, mint egy lassított felvétel, de megmenti az, hogy a három szám nagyon különböző. Meg az, hogy eléggé betegesen egyedi dologról van azért szó. Amikor a gitárok gitárként működnek, akkor határozottan jól is szólnak, bár az nyilvánvaló, hogy a tiszta hangzás nem volt cél. Mégis elkülönül minden hangszer, nem válik egy nagy kásává a dolog.

A felvételek 2010-ben és 2011-ben készültek, majd a Solitude október 24-én úsztatta be az éterbe a lemezt.

Ha eddig azt javasoltam, hogy türelmesen hallgassunk zenét, hát most egyenesen az a javaslatom, hogy előtte aludjunk el, és kérjünk meg egy velünk egy háztartásban élőt, hogy közben indítsa el a háttérben a Septic Mind művészetét. Miután pontoztam, csak azután néztem meg, hogy Sick mennyit adott az előző lemezre :-D
Kíváncsi vagyok, kinek fog ez még tetszeni rajtam kívül. Gondolkoztam, hogy linkeljek-e hangot, mert mint már fentebb említettem a három tétel nagyon különböző... Mindegy... Íme:

Author: Nagaarum
Review
Zwaremetalen
7.8/10
20.02.2012

Rusland houdt graag mijn doomverslaving in stand. De dealer: in de meeste gevallen Solitude Productions of één van de sublabels die deze verspreider van doom rijk is. Met Septic Mind was ik tot voor kort nog niet bekend. Ik kan na mijn eerste kennismaking concluderen dat ik Solitude Productions nog steeds niet op een slecht product heb kunnen betrappen.

Ik heb begrepen dat Septic Mind op dit derde werk een stuk minder op Esoteric is gaan lijken ten opzichte van vorig werk. Dat zal best, maar de eerste vergelijking die ik maak is toch wel met dit Britse gezelschap. En wel met de allereerste werken die ze uitbrachten. Dit komt door het op psychedelische wijze spelen met delay en reverb. Een zware basis van laaggestemde gitaren met daaroverheen een laag cleane, met effecten overladen melodielijnen.

The True Call opent met enkel dit soort melodielijnen om later over te gaan op de hierboven genoemde combinatie. De zang bestaat uit een diepe grunt, met in het eerste deel een overheersend en ziek effect, wat de vergelijking met de begindagen van Esoteric volledig rechtvaardigt. Dit effect is naar mijn idee wat te ver naar voren gezet, waardoor het storend wordt. Gelukkig wordt dit niet het hele nummer doorgezet.

Funeral doom met een vleugje sludge, beweert men zelf. De sludge-invloeden zijn grooveloos en amper terug te horen, maar Doomed to Sin heeft op zijn droogste momenten wel iets weg van de traagste werkjes van Unearthly Trance.

Planet is Sick is een fijne afsluiter. Septic Mind laat zien dat je zelfs in een extreem subgenre als funeral doom een afwisselende cd kan maken zonder dat de plaat fragmentarisch wordt. Geen absolute hoogvlieger, maar een prima funeral doom-werkje met een fijne, licht depressieve sfeer.

Author: Willem van Tuijl
Review
Ave Noctum
7/10
06.02.2012

Solitude are doing a pretty good job of trying to get the still mostly unknown Russian extreme metal scene out into the world, so it was nice when this and another album dropped in my lap. The difficult thing here is that anyone who was at that gig in London end of January will understand why reviewing anything else vaguely funeral doom related is a bit tricky. Still, that’s why I’m here, and thankfully Russian duo Septic Mind have a bit more in their box of tricks.

This is their third release since 2008 and their second for Solitude so I was hoping for a band with their sound fully formed and a focus about them, and I got it.

The twenty five minute title track ‘The True Call’ begins with a slow, almost space rock feel to the keyboards, slowly morphing into more funeral territory which offers a cavernous chamber to enter in by. It’s a rich sound but as it rises the death vocals come in and they are, to be honest a bit expressionless here despite the wreathing keyboard wow and flutter. When they fall away though the majesty of the track lifts again. Amidst the keyboards that have that religious, monastic sound come the plucked guitar notes. It leaves a distinct goth feel to it, ‘ Elizium’ period Fields Of The Nephilim in a cloud of funeral doom perhaps. And when the vocals return they resonate so much better. It’s a long journey, stately but atmospheric and even if it doesn’t exactly go anywhere, where it stays is fine enough to keep me interested.

‘Doomed To Sin’ throws me a bit after that. Shorter at about eighteen minutes, it launches with a pure post-rock guitar twiddling that drifts through a bit of prog and then grinds to a standstill. And claws it’s way out with a deep bit of total sludge doom. It is a weird shift and not one I’m convinced works perfectly but the sludge is compelling and thick with a slow, disintegrating sound that is like fading light, particularly as some melody seeps in and out in later parts. The track moves inexorably towards this twinkling, twilight sound before fading into some cosmic distance leaving the listener both bereft and slightly in awe.

Saving the shortest (fifteen minutes) to last, the final song ‘ Planet Is Sick’ leads on the kind of rolling, sludge meets space rock sound. Dancing tripped out notes and cosmic sounds strike lights on a huge, crushing stoned riff and snarling, snapping vocals rise from the rumble. Think a shot of black metal ripping in as Litmus play early Electric Wizard and you get the idea. The riff is superb and the vocals so much more animated than previously. It falls into strange quiet passage halfway through as though the song has slipped into the crawlspace between this world and the next, returning in dark clouds of wandering guitar and sombre growls, fading out on fuzz and melody and a spiral down into the abyss.

Yes I have issues with the shifts within tracks at times, but all three pull through in the end and leave you not just pleased but wanting more. Always a good sign. Fancy a bit of cosmic tinged, sludge stained funeral doom? Step this way.

Author: Gizmo
Write a review